Gruszki na wierzbie. Krótko o postanowieniach noworocznych.

Miało być podsumowanie roku, ładnie i zgrabnie podzielone na kategorie, skrupulatnie opisane, opatrzone odpowiednim materiałem wizualnym, ale ja nadal nie mam czasu, a pewien deadline depcze mi po piętach i dyszy za plecami.

Wrzucam zatem swoje postanowienia noworoczne, a właściwie jedno postanowienie: czytać opasłe tomiska.

opasłe tomiska

Ponadto w najbliższym czasie możecie spodziewać się wspomnianego już podsumowania roku oraz recenzji kryminału Bliźnięta z Lodu. Kończę również Detroit. Sekcja zwłok Ameryki. Kolejny stosik, pachnący drukarnią, jedzie do mnie i będzie mnie kusił w chwilach, kiedy sięgnąć będę musiała po coś, niestety, zgoła innego.

Czuwajcie zatem, a na Nowy Rok życzę wytrwałości w postanowieniach.

Pani Mruk.

I feel it in my fingers, I feel it in my toes.

Dzisiaj popadnę w banał i jak każdy raczkujący bloger, o tej porze roku, stworzę ranking mojego świątecznego must be. Dlaczego? Po pierwsze nie mam czasu, a po drugie nie mam czasu. Karp sam się nie oporządzi i zakwas na barszcz sam się nie zakwasi. Chciałabym żeby tak wyglądał mój przedświąteczny rozkład jazdy, ale prawda jest bardziej prozaiczna. Mój brak czasu wynika z siedzenia w pracy i (całe szczęście) trochę z małej, przedświątecznej gorączki zakupowej. I żeby lepiej wprowadzić się w przedświąteczny nastrój postanowiłam napisać o tym, co mnie w tej nastrój wprowadza. Będzie banalnie, będzie wtórnie. Możesz tutaj zakończyć czytanie.

anigif_enhanced-buzz-1756-1386707223-8

Love Actually. Miłosne jeden z dziesięciu. Dziesięć historii, wszystkie osadzone w przedświątecznym, oświetlonym lampkami, Londynie. Bardzo zabawnie, ale gdy trzeba równie wzruszająco. Hugh Grant, Alan Rickman, Liam Neeson, Colin Firth, Bill Nighy, Emma Thomson. Puszczam rynnę absolutnie za każdym razem i nadal nie potrafię wskazać ulubionego fragmentu. Za każdym wybieram inny. Trudno nie napisać też o ścieżce dźwiękowej. Trzy instrumentalne utwory Craiga Armstronga i perełki sprzed dekady takie jak Beach Boys czy Bay City Rollers, nie wspomnę już o All You Need Is Love w wykonaniu gości weselnych w jednej z moich ulubionych (a jakże) scen. Bezwarunkowy numer jeden.

tumblr_lj9pk85TIr1qf2bh9

Kevin Sam w Nowym Jorku. Lubię Kevina, lubię święta, lubię tradycje oraz lubię gdy miasto jest cichym bohaterem wydarzeń. Poza tym jestem wdzięczna ludziom od ramówki Polsatu bo film wszedł do kanonu i bez Kevina trochę jak bez barszczu. Chciałam napisać, że trochę jak bez śniegu, ale prawda jest taka, że od co najmniej sześciu lat nie było śniegu na święta i mam małe przeczucie, że pisanie petycji do prezydenta w tej sprawie na poznańskim rynku, sytuacji nie zmieni. Boję się też, że zaraz wejdę na tematy polityczne i miły nastrój szlag jasny trafi. Zatem bez Kevina jak bez barszczu.

kevin

Curly Sue. Albo po polsku: Niesforna Zuzia. Wiem, że film nie do końca o świętach ale święta to czas spędzony w gronie rodziny więc chyba nic dziwnego, że kojarzy się w kinem familijnym. Święta to także czas cudów, a więc mamy i rzecz, która absolutnie nie miałaby miejsca w prawdziwym świecie: bogata prawniczka zakochuje się w bezdomnym. To bardziej niesłychane niż zwierzęta mówiące ludzkim głosem i Harry Potter w jednym, a jednak coś podkusiło scenarzystów do takiego banału. Co nie zmienia faktu, że jest to film z mojego dzieciństwa, mielony setki razy na kasecie VHS i wprowadzał mnie w przedświąteczne rozrzewnienie. Wymagałoby to właściwie weryfikacji, bo nie widziałam go od lat, ale trochę się boję, że takich uczuć może już we mnie nie wywołać.

curly sue

A jeśli chodzi o muzykę:

Christmas Songs by Sinatra. Nie ma drugiego takiego głosu, który wprowadziłby mnie w taki nastrój. Zmusza do myślenia, czy nie powinnam aby urodzić się w latach pięćdziesiątych, za Atlantykiem. Przepraszam, mamo.

Band Aid – Do They Know It’s Christmas. Lubię inicjatywy znanych i lubianych ludzi w szczytnych celach. Święta sprzyjają dobrym uczynkom. Sama wsparłam w tym roku trzy akcje charytatywne. Ciężko nie dać się namówić na zrobienie czegoś dla innych w tym okresie. Jak to mówią na jednym z portali: czuje dobrze człowiek. A z tą piosenką w uszach to już w ogóle jakbym zbawiała świat.

Smith & Burrows – When The The Thames Froze. Tom Smith jest mistrzem w pisaniu prostych, przejmujących tekstów. Odarta z lukrowej, świątecznej otoczki, ale i niesamowicie nastrojowa piosenka. Od razu wybaczysz Tomowi odwołanie grudniowego koncertu.

W pierwszej trójce nie znalazł się Wham! – Last Christmas, ale wymaga wyróżnienia ponieważ co roku otwiera mi sezon świąteczny w połowie listopada, razem z czekoladowym gwiazdorkiem z Goplany.

Poza tym powinnam napisać jeszcze o wspomnianych już gwiazdorkach (tak – gwiazdorkach, czekoladowe święte mikołaje nie brzmią zachęcająco), marcepanie i orzechach włoskich. O świątecznych odcinkach seriali i książkach ale DOPRAWDY, mak sam się nie ukręci. HEHE.

tumblr_ng67xuHZTS1rixps8o1_500

Pani Mruk.

Humans of New York. O samozwańczej stolicy świata i jej mieszkańcach.

Nie tak dawno postawiłam swoje małe polskie stopy na amerykańskiej ziemi obiecanej. Od wielu lat był to mój niekwestionowany numer jeden na mapie wymarzonych destynacji podróżniczych, szczególnie Nowy Jork. Dlatego też to jemu poświęciliśmy najwięcej czasu podczas naszej miesięcznej wizyty w USA.

hilton-garden-inn-new-york-manhattan-midtown-east-home1-top

To bardzo dziwne konfrontować coś, co wydaje nam się, że znamy, z dobitnym stanem faktycznym. Bo prawda jest taka, że Nowy Jork to nie Carrie Bradshaw w szpilkach od Manolo Blahnik, ani nie Holly Golightly w czarnej sukience od Givenchy przed salonem Tiffany’s.

Pierwszego dnia miasto, które uzurpuje sobie tytuł stolicy świata, odrzuca cię jak przeszczep. Nie możesz przyzwyczaić się do kakofonii dźwięków, zapachów i kolorów, nie ogarniasz siatki metra ani kolejek na Empire State Building. A co najważniejsze czujesz się oszukany bo wszystko co widziałeś w telewizji, kinie czy wyczytałeś w książkach, nagle okazuje się fikcją literacką.

 

NEW YORK, NY - JANUARY 1: ScFne du film "Manhattan" (1979) de Woody Allen dans laquelle le rTalisateur et acteur amTricain apparaet assis sur un banc au c(tT de l'actrice Diane Keaton devant le pont de Queensborough a New-York. Picture taken in 1979 during the shooting of the movie 'Manhattan' showing American director and actor Woody Allen (R) with American actress Diane Keaton in front of Queensborough bridge in New-York (Photo credit should read STF/AFP/Getty Images)

Ale po tym pierwszym zachłyśnięciu przychodzi pora na skonfrontowanie rzeczywistości i to co odkrywasz okazuje się być bardziej niesamowite niż to, czego nauczyła cię wizja reżyserska. Architektura miasta, infrastruktura komunikacyjna, restauracje, muzea, ulice. Wszystko lepsze niż w filmach bo prawdziwsze, a prawdziwsze dlatego, że miasto tworzą jego wyjątkowi mieszkańcy.

Wstęp wyszedł dość obszerny, jakby szydził trochę z mojego pierwszego wpisu o nieumiejętności zaczynania, ale z drugiej strony trudno uniknąć drobiazgowości kiedy pisze się o tym mieście. Dlatego czuję się usprawiedliwiona i od razu przechodzę do sedna sprawy czyli do książki Brandona Stantona, Humans of New York.

Weszłam w jej posiadanie stosunkowo niedawno i na upartego można ją przeczytać w godzinę. Tylko po co. Ja tego nie zrobię.

c3JjPS9pbWFnZXMvNi84LzYvMTM2ODYtaHVtYW5zLW9mLW55XzAxLmpwZw==_src7bcd787d867eeb85a04e387864c805c2

Brandon Stanton wpadł na pomysł dość podobny co Scott Schuman, twórca bloga The Sartorialist (jeśli jest jakiś bloger modowy, który nie wie o czym mówię, niech czym prędzej usunie swoje konto). Oboje wyszli na ulice i oboje pokochali fotografować mieszkańców Nowego Jorku. Schuman skupił się na ich wyglądzie, Stanton natomiast poszedł krok dalej i postanowił odkryć co kryje się za twarzą, fryzurą i strojem. Z początku miał zupełnie inny pomysł. Chciał stworzyć mapę na której naniósłby mieszkańców Nowego Jorku jako swoistych przedstawicieli swojej dzielnicy. Cieszę się, że odszedł od tego planu bo dzięki temu mamy nieograniczoną powierzchnią liczbę historii.

Bo każde zdjęcie to historia i to właśnie jest największą wartością pomysłu Stantona. Album (bo tak chyba należy potraktować tę książkę) jest nieuporządkowany podobnie jak sam Nowy Jork. Zbiór małych-wielkich historii utrwalonych w czasie i przestrzeni miasta jest pochwałą dla indywidualności Nowojorczyków. Autor składa hołd miastu i jego mieszkańcom tworząc jego portret będący odbiciem ich amerykańskiego snu, niekiedy rozczarowującego.

Umiejętność odnajdywania czegoś niezwyczajnego w zwyczajności przyniosła autorowi ogromny sukces. Humans of New York ma miliony fanów na Facebooku i Instagramie. Jego posty komentuje sama Hillary Clinton, a on sam został zaproszony do Białego Domu by zrobić zdjęcie Barackowi Obamie.

Polecam każdemu. A jeśli nadal masz wątpliwości co do wyjątkowości projektu, zobacz jak to wygląda od kuchni:

Humans of New York from Facebook Stories on Vimeo.

Dobranoc. Pani Mruk.

Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy. Słów kilka o trudnej sztuce zaczynania.

Ma się tylko jedną szansę na zrobienie pierwszego wrażenia dlatego postanowiłam, że na samym początku napiszę, że zaczynanie czegokolwiek wpędza mnie w nadmierną drobiazgowość, wywołuje konsternację oraz nieprzemożną chęć rzucenia tego wszystkiego niepowiemgdzie.

Dlatego wstępu nie będzie ale za to będzie o wstępach nad którymi trudzili się inni. Pisarze, muzycy i scenarzyści. Bo dobrych początków się nie zapomina. Niejedna książka zawładnęła mną po pierwszym zdaniu i niejeden serial, nie zawsze dobry, miał powalające pierwsze ujęcie. Najciężej ta sztuka wychodzi muzykom ale to tylko z mojej winy, ponieważ ja i piosenka musimy się lepiej poznać (co nie znaczy, że w przeszłości to się nie udawało).

Muszę jednak podkreślić, że nie zawsze dobry początek idzie w parze z równie dobrym zakończeniem, dlatego w tym poście nie oceniam całości dzieła, a tylko początki, które na dobre zagościły w moim kanonie.

Panie i Panowie, subiektywny przegląd najlepszych serialowych openingów:

House of Cards. Frank Underwood pochyla się nad potrąconym psem i patrząc nam prosto w oczy mówi o dwóch rodzajach bólu. O takim, który nas wzmacnia i takim, który jest bezużyteczny. Po czym, cały czas patrząc w kamerę, skręca kark zwierzęciu i z obojętnym wyrazem twarzy mówi, że nienawidzi bezużytecznych rzeczy. Po tej scenie ty wiesz i ja wiem, że los amerykańskiego kongresmena z Netflixa pochłonie nas bez reszty.

k9U97C9

Lost. Jeden z najdroższych pilotów w historii, a mnie najbardziej zapadła w pamięć pierwsza scena, kiedy Jack Shephard otwiera oczy, a w jego źrenicach odbija się dżungla. Na jego twarzy widać autentyczną dezorientację, czym kupił mnie totalnie. Po obejrzeniu już całej serii wyczytałam, że w pierwszej scenie zasłonięto mu oczy żeby jego reakcje były jak najbardziej naturalne. Strzał w dziesiątkę bo do tego odcinka lubię wracać do dzisiaj.

lost

Twin Peaks. Zanim zadamy sobie po raz pierwszy pytanie o to, kto zabił Laure Palmer, poznajemy okoliczności odnalezienia jej ciała. Atmosfera jak ze snu, który jeszcze nie jest koszmarem ale już wiesz, że zaraz wydarzy się coś bardzo, bardzo złego. A później już tylko:

she’s dead, wrapped in plastic

…i nagle znajdujemy się w samym środku tego koszmaru. Brr, i spokojna noc z głowy.

twinpeaks

Mr Robot. Fan minimalizmu taki jak ja musi docenić pierwszą scenę tego serialu. Żadnych filtrów, żadnych ozdobników. Kadr prosto na grupę żarliwie dyskutujących białych kołnierzyków. Wygląda to jak zebranie zarządu dużej korporacji. Przeszklone biuro, najwyższe piętro najwyższego budynku. W tle metropolia. W tym samym czasie narrator snuje teorię o małej grupie ludzi, którzy potajemnie rządzą światem. Najlepsi z najlepszych, samozwańczy bogowie. Widzę początek, przypomina mi się Fight Club i wiem, że serial mną zawojuje.

mrrobot

Utopia. Bardzo mocne otwarcie bardzo mocnego serialu. Ciężko opisać nie zdradzając fabuły. Serial obejrzałam rok temu, a do dzisiaj w mojej głowie na świeżo rozbrzmiewa, z brytyjskim akcentem:

Where is Jessica Hyde

i

Don’t put the gas away yet.

Informacji o anulowaniu serialu po drugim sezonie do dzisiaj nie mogę przeboleć.

utopia

I w ten oto przebiegły sposób wykpiłam się z pisania wstępów. Następne wpisy będą już bardziej poważne, obiecuję.

Dobranoc.

Pani Mruk.